Płaszcz
Phil Morimitsu
Zasiadłem do biurka by nieco poczytać, ale byłem niespokojny. Zastanawiałem się nad całym zagadnieniem pokory. Pamiętałem jakąś zasłyszaną rozmowę o pokorze, o tym że jak myślisz że ją masz, to prawdopodobnie nie masz. Wydawało się jakby to była jakaś mistyczna rzecz, musisz mieć niezłe szczęście by się z tym urodzić, jak rodowód. Odłożyłem książkę i wyszedłem na spacer.
Przechadzając się ulicami niedaleko swojego mieszkania, zacząłem mówić do siebie. „Zastanawiam się jak Mistrzowie, tacy jak Rebazar Tarzs, osiągnęli pokorę?”
Rebazar Tarzs jest jednym z Mistrzów do którego zawsze miałem sympatię, jak również wielki respekt. Jest zasadniczy, zdecydowany, nie będąc aroganckim. Ale czy jest pokorny? Zdałem sobie sprawę że tak naprawdę to nie wiem czym jest pokora. Zawsze miałem wrażenie że pokora oznacza płaszczenie się przed każdym i pozwalanie innym chodzić po sobie. Lecz on był Mistrzem, którego w najdalszych zakamarkach swej wyobraźni nie mógłbym wyobrazić sobie robiącego coś takiego. Więc już dobrze wiedziałem że ta moja koncepcja pokory odpada.
No i jest także bardzo mocne chociaż delikatne zachowanie Sri Harolda Klemp. Zawsze miałem poczucie płynącej od niego pokory. Czym było to, co tych dwóch Adeptów miało wspólnego?
„Mogę wziąć nas obydwóch razem żebyś mógł porównać,” zabrzmiał głos ponad moim ramieniem. To był Wah Z. *
„O, nie chciałbym być tak prostacki, Wah Z,” odpowiedziałem wciąż spacerując, „jednak byłoby pomocne gdybym mógł zapytać was obu o to.”
W jednej chwili doznałem dziwnego uczucia że już trójka nas spaceruje razem. Była to solidna, mocna, zdecydowana obecność. To Rebazar Tarzs. Nawet nie musiał niczego mówić; tak silnego wrażenia doznałem.
„A więc chciałbyś dowiedzieć się o pokorze?” powiedział do mnie.
Dotarliśmy do niewielkiego zakątka parku, gdzie usiadłem na jednej z ławek. Wah Z dołączył do mnie, wtedy Rebazar ukazał się przed nami pod jednym z drzew. Był jak zwykle w swojej bordowej szacie do kolan. Czasami w szkołach czy świątyniach mądrości widywałem go w całkiem białej szacie z jednym wąskim złotym paskiem wokół każdego mankietu rękawów, teraz jednak był w ubraniu zewnętrznym. Wysoki na metr osiemdziesiąt, wyglądał na jakieś trzydzieści trzy do trzydziestu pięciu lat. Smukłej budowy zawodowego boksera – może średniej lub lekko‑ciężkiej wagi. Miał szeroką, gładką twarz, tak ciemną jakby była mocno opalona. Nosił brodę, schludnie krótko przystrzyżoną, czarną jak jego włosy. Na tyle co mogłem widzieć, nie miał na ciele żadnego tłuszczu. Czuło się pewną surowość kiedy mówił. Atakował słowa w niemal niespokojny sposób. Wszystko co mówił miało w tym rozwiązanie – dobrze wypunktowane. Dużo używał rąk, niemal jak ciosów karate. Kiedy mówił, używał całej ręki jak ostrza rzeźbiącego powietrze, poruszając nią szybko i ostro. Jego oczy błyszczały jakby miał przeciąć swym spojrzeniem, była jednak pewna przystępność do tej osoby. Był dziwną kombinacją dynamizmu i spokoju jednocześnie. Wyglądał na ten rodzaj faceta z którym nikt przy zdrowych zmysłach nie miałby ochoty zadzierać, a także na kogoś o kim wiesz że nigdy nie wprowadzi cię w błąd.
„Możesz świadomie nabrać pokory,” powiedział ostro.
Nic nie odpowiedziałem. Po prostu słuchałem i czekałem na to co zamierza powiedzieć. Zerknąłem na Wah Z siedzącego obok mnie na parkowej ławce. Uśmiechał się, poczułem jak próbuje powstrzymać rozbawienie widząc mnie siedzącego i słuchającego z tak ogromną uwagą tej pełnej mocy istoty.
„Pomyśl w jaki sposób kochasz swego Mistrza.” Jego oczy wwiercały się w moje, kiedy pomyślałem o Wah Z. „Nie możesz kochać jeśli najpierw nie otworzysz swego serca.”
W milczeniu skinąłem głową.
„Więc kiedy przywdziewasz płaszcz pokory, otwierasz serce. Pomyśl o wszystkich Mistrzach jakich spotkałeś lub czytałeś o nich. Kiedy ich spotkałeś, czyż oni wszyscy nie otworzyli swych serc przed tobą?”
Pomyślałem o tym, tak, miał rację. Była to wyjątkowa cecha wszystkich ECK Mistrzów jakich spotkałem. Stawiają innych na pierwszym miejscu, otwierając serca na nich.
Rebazar kontynuował, „Dochodzimy do tego że pokora jest zdolnością widzenia boskości w każdej osobie, zanim zamanifestuje się zewnętrznie, niezależnie kim ta osoba jest. Bo czyż każda istota i stworzenie nie są iskrą boskiego Sugmad? A kiedy uczymy się od każdego człowieka, dzielimy się otwartym sercem i miłością. Tak więc miłość i pokora pasują do siebie.”
Popatrzył na mnie, potem na Wah Z. Obaj Mistrzowie sekundę spoglądali na siebie, po czym uśmiechnęli się. Rebazar zwrócił wzrok na mnie. Jego oczy przewierciły mnie jak zimny lód który spala jednocześnie. Na jego pozbawionej wyrazu twarzy powoli pojawił się uśmiech i ja także zacząłem się uśmiechać. Potem wybuchnął śmiechem, odrzucił głowę w tył z rękami na biodrach. Wszyscy troje śmialiśmy się teraz głośno. Kiedy śmiech stopniowo wybrzmiał, odszedł; a ja wciąż słyszałem słaby chichot jego ostrego głosu niknący w dali. Odwróciłem się do Wah Z i bez słowa wstaliśmy rozpoczynając powrót do domu.
* Wah Z jest duchowym imieniem Sri Harolda Klemp.