Ochrona dawana mi przez mojego anioła stróża
Beng Tat Oh
Już jako małe dziecko miałem anioła stróża. Za każdym razem kiedy słuchałem jego głosu, byłem chroniony przed trudnościami czy niebezpieczeństwem.
Przez lata szukałem wśród różnych religijnych ścieżek źródła tego głosu. Kiedy w końcu znalazłem Eckankar, rozpoznałem to jako głos Żyjącego ECK Mistrza, który służy wielu ludziom zarówno jako wewnętrzny jak i zewnętrzny przewodnik. Chociaż mieszkam po drugiej stronie świata, mój anioł stróż, którego teraz znam jako Mahantę, Żyjącego ECK Mistrza, uratował mi życie. Wyprowadził mnie z niebezpieczeństwa niemal w ostatniej chwili.
Dwa dramatyczne incydenty wiązały się z uratowaniem mi życia. Niedawne dotyczyło mojego zdrowia.
Ostatnie kilka miesięcy byłem bardzo zajęty. Po pracy uczestniczyłem w kursach komputerowych do późna w nocy. Na obiad było cokolwiek co mogłem schwycić z lodówki. Na dodatek do tego stresu, co parę tygodni podróżowałem do Tian-czin w Chinach aby doglądać projektu. Wkrótce też nadszedł czas pakowania się w podróż do domu w Malezji, aby uczestniczyć w Penang w naradzie zespołu z szefem. Była to jego pierwsza wizyta, więc zaoferowałem się jako nieformalny przewodnik. Naszym pierwszym przystankiem był Singapur.
Przed podróżą mój wewnętrzny głos powiedział abym poszedł do lekarza wykonać rutynowy test wysiłkowy serca. Następnego ranka wcześnie zadzwoniłem do swego brata, lekarza. Powiedział że w miejscowym szpitalu mogę zrobić tylko prześwietlenie i EKG, bo w niedzielę nie ma kardiologa. Ponieważ wyniki tych dwóch badań były niemal identyczne jak rok wcześniej, ze spokojną głową udałem się w podróż.
Podczas wycieczki, kiedy wspinaliśmy się na strome wzgórze, nagle poczułem ucisk w piersiach.
Powiedziałem do szefa, „Muszę zwolnić.” Żartobliwie, odwrócił się i wskazał na mnie palcem, „Nie przejmuj się, nie umrzesz!” Wydawało się że to Złotojęzykowa Mądrość przemawia przez niego. Potajemnie nadeszła ulga.
W Kuala Lumpur mieliśmy wycieczkę do kilku fabryk, zakończoną zwiedzaniem Jaskini Batu. Kiedy zobaczyłem długie schody wiodące do jaskini, wewnętrzny głos ostrzegł mnie, „Nie wspinaj się po nich!” Więc nie wszedłem.
Polecieliśmy do Penang i zaczęliśmy serię spotkań. Zadzwoniłem do brata i opowiedziałem mu o ucisku w piersi, poradził mi zrobić test wysiłkowy w Malezji. Lecz nasze spotkania trwały non stop, więc zupełnie o tym zapomniałem.
W przerwach pomiędzy spotkaniami każdy wskakiwał popływać w kuszącym basenie, lecz mój wewnętrzny głos ponownie powiedział bym tego nie robił.
Zadzwoniłem do szwagierki mieszkającej w pobliżu, w Malezji. W połowie rozmowy usłyszałem siebie proszącego ją o umówienie spotkania ze specjalistą kardiologiem. Byłem zaskoczony. Prośba wyskoczyła znienacka i nie miała nic wspólnego z tym o czym rozmawialiśmy. Jednakże ona się zgodziła. Kardiolog był bardzo zajęty, trudny do uchwycenia w tak krótkim terminie, ale otrzymałem wizytę następnego dnia. Doznałem szoku, kiedy test i późniejszy angiogram wykazał potrzebę operacji. Główna arteria była zablokowana w 95 procentach!
Potrzebowałem operacji następnego dnia, a szpital był pełny. Wydawało się że Duch Święty jednak przygotowuje drogę. „Przypadkiem” jeden z pacjentów został wypisany tego ranka. Zostałem wpasowany jak ulał w ciasny harmonogram kardiochirurgów i przeszedłem trzygodzinną operację bajpasowania.
Byłem doskonale spokojny przez całą tą ciężką próbę, bo wewnętrzny głos powiedział mi że wszystko będzie dobrze. Wewnętrzna siła osiągana przez śpiewanie HU, świętego imienia Boga, odgrywała ważną rolę w mojej rekonwalescencji.
Po pięciu dniach mogłem już wyjść ze szpitala. Ci co nie widzieli mojej długiej blizny nie zdawali sobie sprawy że w ogóle byłem chory.
Drugi raz kiedy mój anioł stróż ratował mi życie było jeszcze bardziej dramatycznie.
W 1989 przeprowadziłem się z rodziną do Pekinu, gdzie pracowałem dla amerykańskiej Rady Zbożowej. W ciągu następnych dwóch miesięcy narastało napięcie, kiedy studenci rozpoczęli swój cichy pochód w kierunku placu Tiananmen.
Nasze nowe mieszkanie było na dwudziestym czwartym piętrze budynku i wychodziło na główną ulicę wiodącą do placu. Każdego dnia moja rodzina obserwowała zwiększające się tłumy na ulicy. Nie czuliśmy się wystraszeni. Wielu cudzoziemców opuszczało Pekin, ale my nie planowaliśmy ewakuacji. Wtedy pewnego dnia usłyszeliśmy czołgi toczące się ku placowi Tiananmen. Nie wiedzieliśmy co się dzieje, nie podawano wiadomości. Następnego dnia ulice i sklepy były wyludnione, zrozumieliśmy że będą kłopoty.
Moje biuro było w tym samym budynku piętro wyżej, kolega poradził bym opuścił Pekin. Widział i słyszał w TV o strzelaninie. Pośpieszyłem do domu i natychmiast wysłałem prawie całą rodzinę do Hong Kongu. Lecz moja starsza córka pojechała zwiedzać Urumuki. Martwiłem się co by się stało gdyby wróciła do pustego, zamkniętego mieszkania. Zdecydowałem więc pozostać w Pekinie.
Przez dwa dni siedziałem przy oknie obserwując scenę poniżej. Czołgi zajęły pozycje bojowe na skrzyżowaniu. Siedziałem tak godzinami, obserwując żołnierzy.
Nagle usłyszałem głos wewnętrznego przewodnika, Mahanty, „Niebezpieczeństwo! Uciekaj! Tu jest niebezpiecznie!”
Bez namysłu wyskoczyłem z mieszkania i pobiegłem piętro wyżej do biura. Biuro było z drugiej strony budynku. W tej samej chwili ciszą wstrząsnęła długa seria z broni maszynowej. Deszcz kul trwał dobre pięć minut. Kiedy wszystko ucichło zszedłem na dół i otworzyłem drzwi mieszkania. Cóż za przerażający widok! Potłuczone szkło z roztrzaskanych okien pokrywało meble i podłogę. Gdybym pozostał siedząc przy oknie, najprawdopodobniej zginąłbym.
Pośpieszyłem z powrotem do biura dzwonić na lotnisko. Pragnąłem znaleźć się poza Chinami! Starsza córka przybyła parę godzin po tym. Załatwiliśmy dwa miejsca na samolot następnego dnia do Hong Kongu i dołączyliśmy do reszty rodziny.
Jestem bardzo wdzięczny za wewnętrzne przewodnictwo Mahanty. Gdyby głos nie powiedział mi by zbadać serce, czy uciekać w bezpieczne miejsce, nie byłoby mnie tu dzisiaj. Więc rozumiesz teraz dlaczego próbuję zwracać uwagę na swoje wewnętrzne podpowiedzi!