ECKANKAR INTERNATIONALECKANKAR BLOGŚWIĄTYNIA ECK
logostrona główna

ECKANKAR — ścieżka ​duchowej wolności

ECK Mistrzowie
Paul Twitchell

_
_
_

Krótkie spotkanie

Ed Adler

Jest rok 1957. W oblepionej brudem restauracji o nazwie Nedick’s, gdzie je się na stojąco, na Czterdziestej Drugiej w Nowym Jorku trzymam przegrzanego hot‑doga, zdenerwowany, bo jestem zmęczony, a nie ma żadnych miejsc siedzących. Ani normalnych stołów, po prostu zatłoczone kontuary na wysokość klatki piersiowej aby mniej niż elegancka klientela załatwiała sprawę tak szybko jak to możliwe.

„Fast food to z pewnością odpowiednia nazwa dla śmieciowego jedzenia, które rzucają ci w tej norze,” mruczę ponuro. Podczas tego burzliwego okresu w moim życiu jestem zbyt przygnębiony aby zauważyć jak moje myśli i emocje grają w ping‑ponga, kiedy skaczą pomiędzy nienawiścią a rozpaczą. Jestem kimś kto odciął się od rodziny i przyjaciół. Lecz pogrążywszy się w gniewie i rozczulaniu nad sobą, z trudem zbieram roztrzaskane kawałki swojego życia i poruszam się. Wolę nawiedzać zimne ulice miasta, jak samotny, zgorzkniały duch.

Wydarzyło się to trzydzieści lat temu. Owinięty byłem siecią bólu i zamętu, które często uchodzą za życie, lecz wcale życiem nie są. Desperacko potrzebowałem pomocy aby wyjść z tej zbudowanej przez siebie pułapki, a pomoc była w drodze. Przybyła pod postacią przekraczającą moje wyobrażenia.

„Dlaczego ten menel na tyłach jadalni gapi się tak na mnie,” głośno myślałem. „Przyprawia mnie to o gęsią skórkę!” W wieku zbliżającym się do sześćdziesiątki i ubrany w bardzo dziwnie wyglądające łachmany, wzrostu między niskim a średnim, lecz o silnej muskularnej budowie.

Zauważam że wciąż wpatruje się we mnie. Co takiego ma w sobie? Wiem! Ubrany jest w łachmany, lecz są one uprane i uprasowane. Jego bladoniebieskie oczy przeszywają mnie nieustępliwie, przeszukując wszystkie wewnętrzne ciemne, ukryte zaułki. Zaczynam czuć się jak gdybym topniał. Chociaż jest rześkie słoneczne popołudnie, wszystko naokoło mnie zaczyna przybierać miękką nieostrą poświatę. Czas sam w sobie powoli zatrzymuje się. Zaczyna narastać panika.

„Nie wiem co się dzieje,” mruczę do siebie, „ale muszę się stąd szybko wydostać!” Zanim udaje mi się uciec, dziwny menel maszeruje dokładnie przez jadalnię, z tymi swoimi niezwykłymi oczyma po prostu kilkanaście centymetrów od moich, staje przede mną z wyrazem zrozumienia na swej nieogolonej twarzy. Wpatruje się w moje oczy przez dłuższą chwilę zanim zapyta delikatnie, ze szczególnym południowym akcentem, „Młody człowieku – dlaczego jesteś taki rozgniewany?” I to wszystko, po czym nagle zniknął. Lecz to wystarcza by zmienić całe moje życie.

Zataczam się do tyłu w zdumieniu nad tym co się właśnie wydarzyło. Kiedy odrobinę się pozbierałem, zaczynam uświadamiać sobie po raz pierwszy jak wielką wykopałem dla siebie dziurę. Głęboko zmartwiony, idę niepewnym krokiem do swego słabo umeblowanego pokoju, usiłując pozbierać sprzeczne myśli i emocje. No, no! myślę. Cały gniew i ból jakie odczuwam są tak oczywiste, że nawet jakiś włóczęga z tej części miasta gdzie gromadzą się bezdomni czuje, że jest jego obowiązkiem skonfrontować mnie z tym! Dziwne jednak. To tak jakby trzymał w górze jakiś rodzaj potężnego lustra. Nie podoba mi się to co ujrzałem, lecz być może potrafię zmienić ten obraz.

W jakiś sposób to niezwykłe spotkanie usunęło kluczowy budulec olbrzymiego impasu. Z całą tą złością i użalaniem się nad sobą wyciągniętymi na jaw i ostatecznie uwolnionymi, moje życie zaczyna raz jeszcze płynąć. W ciągu kilku krótkich tygodni powraca mój normalny optymizm. Zaczynam łączyć razem wszystkie połamane kawałki, lecz stary wzór życia zniknął. Tworzy się nowa i lepsza mozaika. Znajduję interesujące i ambitne zajęcie, przeprowadzam się do ładnego mieszkania i spotykam wielu nowych przyjaciół. Okres ten przynosi wewnętrzne zmiany i spory rozwój, lecz wewnątrz mnie zaczyna się gorące pragnienie poznania i zrozumienia lepiej wielkich tajemnic życia: Kim jestem? Czym jestem? Co tutaj robię? Dokąd zmierzam?

Poszukiwanie odpowiedzi na te uniwersalne pytania prowadzi mnie przez wiele fascynujących splotów okoliczności do września 1971 i do książki ECKANKAR—The Key to Secret Worlds [ECKANKAR – klucz do tajemnych światów] napisanej przez Paula Twitchella. Na okładce z tyłu tej książki jest fotografia Paula, ale nie rozpoznaję go od razu. Właściwie jestem bardzo rozczarowany, dowiadując się, kiedy zapisuję się jako aktywny student w styczniu 1972, że Paul Twitchell niedawno zmarł, inaczej przeszedł na inny poziom istnienia. Chociaż Eckankar ma nowego duchowego przywódcę, mogę tylko zazdrościć wcześniejszym studentom że mieli okazję poznać Paula i studiować z nim.

Na jednej z pierwszych klas dyskusyjnych na które uczęszczam dowiaduję się, że ECK Mistrz często ukazuje się studentowi dwadzieścia lub trzydzieści lat wcześniej zanim on czy ona odkrywa zewnętrzną ścieżkę Eckankar. Czasami Mistrz pojawi się nawet w przebraniu żebraka. To jest to! Dostrzegam związek! Wdzierając się wielkimi falami przychodzi zrozumienie. Tym dziwnym włóczęgą, którego spotkałem piętnaście lat wcześniej był naprawdę Paul Twitchell.

„Ale czekaj,” protestuję. „Kiedy spotkałem tego osobliwego włóczęgę, musiał być około sześćdziesiątki albo starszy. W 1957 Paul był młodszy!”

„Nie martw się,” odpowiedzieli studenci w klasie. „Powszechnym doświadczeniem czelów jest zobaczyć Mistrza takim, jak będzie wyglądał kiedy ostatecznie zostaje duchowym przywódcą Eckankar, a nie takim jak się ukazuje w rzeczywistym czasie spotkania.”

Następnie słyszę nagranie głosu Paula na taśmie. Przemawia na jednym z wczesnych Światowych ECK Seminariów – i jest tam to osobliwe południowe brzmienie, pomieszane z odcieniami akcentu brytyjskiego. Nie może być pomyłki. To ten sam głos, który słyszałem po raz pierwszy w restauracji Nedick’s lata wcześniej!

W czasie naszego krótkiego spotkania Paul był wciąż przygotowywany na duchowe stanowisko przywódcy i miał wiele trudnych testów do przejścia zanim został Mahantą, Żyjącym ECK Mistrzem. Jeszcze nie opracował i publicznie nie wprowadził pradawnej nauki Eckankar. Nie wydarzy się to aż do 1965, osiem lat później. A jednak w jakiś sposób był tam, w obskurnej restauracji w Nowym Jorku, dokładnie na czas aby pomóc cierpiącemu młodemu człowiekowi, który później zostanie jego studentem.

W moim życiu zaistniało tak wiele zmian i cudów od wiosny 1957, że patrząc wstecz trudno jest uwierzyć że to wszystko wydarzyło się w ciągu jednego życia. Istnieje stare duchowe porzekadło, mówiące: Kiedy student jest gotowy, pojawia się Mistrz. Cóż, jeśli zdeklarowany ateista z 1957 był gotów spotkać Mistrza duchowego, musiało to być podświadome przygotowywanie. Zewnętrzna osobowość, inaczej małe ja, najwyraźniej głęboko spało. Gdyby ktoś usiłował przekonywać mnie, że istnieli duchowi przewodnicy albo Mistrzowie na tej umęczonej starej planecie, poważnie wątpiłbym w jego zdrowie psychiczne. Lecz wydaje się, że moja wyższa Jaźń, Dusza, była gotowa na rozpoczęcie długiej podróży z powrotem do Boga.

Student mógł tego nie rozpoznać, lecz rozpoznał to Mistrz.