Kodeks dharmy
Phil Morimitsu
Tybetański lama i ja zaczęliśmy iść wzdłuż plaży. Nigdy się nie rozstaliśmy.
Położyłem książkę na biurku z szacunkiem, chociaż to była po prostu książka. Nie, było to coś więcej. Było to przejście do cudownego królestwa fantastycznych miast, widoków i doświadczeń. Tą książką był The Tiger’s Fang [Kieł tygrysa] Paula Twitchella. Czytałem ją wcześniej wiele razy, lecz nigdy nie straciła ona swojego ładunku – swojej wyjątkowości. Nigdy nie spotkałem Paula Twitchella fizycznie, lecz widziałem jego zdjęcia i czytałem książki; więc w jakiś sposób czułem że go znałem. Kiedy słuchałem jego przemówień z taśmy i zamykałem oczy, wyobrażałem sobie siebie na widowni z nim, słuchającego jak gdybym był tuż przed nim.
Myślałem o jego życiu i czasach w których żył, oraz o kontrowersjach jakie otaczały całe jego życie. Nie było to tak dawno, w latach 1960. Myślałem o bezmiarze jego misji i wielkiej pracy jaką poświęcał swoim studentom.
Udałem się do swej biblioteki z kasetami i wybrałem jedno z wczesnych seminariów na których przemawiał Paul. Spojrzałem na swoje stereo, i po chwili zastanowienia wybrałem niewielki osobisty odtwarzacz – z rodzaju tych które nosi się ze słuchawkami i przyczepia do paska podczas uprawiania joggingu. Kiedy wsunąłem do środka kasetę i usiadłem głęboko w fotelu, usłyszałem ciągły, niezmienny szum taśmy. Następnie słychać było odgłosy tłumu, jak w dużej sali, i w końcu głos Paula Twitchella. Przywitał wszystkich i zażartował z czegoś tym swoim powolnym, południowym przeciągłym sposobem.
Zamknąłem oczy i oparłem nogi o biurko, zasiadłem do poważnego słuchania.
Z jakiegoś powodu zachciało mi się bardzo spać, chociaż zanim włączyłem taśmę nie byłem wcale zmęczony. Kiedy zasypiałem, wciąż mogłem słyszeć jego głos mówiący do mnie, szum kiepsko nagranej taśmy przestał być zauważalny, ani ja nie pamiętałem wcale że słucham taśmy. Poczułem jak moje ciało drga, tak jak to czasami robi kiedy zbyt szybko zasypiam. Tylko tym razem, kiedy tak drgałem, wylądowałem na siedzeniu na widowni, gdzie on przemawiał. Początkowo martwiłem się że ktoś zauważy moje gwałtowne rzucanie się na krześle, lecz nikt nie wydawał się zwracać na to uwagi. Wszyscy byli pochłonięci tym co Paul mówił ze sceny. Coś podpowiedziało mi bym spojrzał na prawo i kątem oka zobaczyłem Wah Z* siedzącego obok mnie z tym takim zawsze lekkim uśmiechem na twarzy. Miał na sobie jasnoniebieską koszulę z krótkim rękawem i ciemnoniebieskie spodnie. Siedział niezauważony przez resztę tłumu, który liczył pewnie 150 do 200 osób. Z wnętrza i wykładzin w kolorze miedzianoczerwonym domyśliłem się, że byliśmy w jakiejś hotelowej sali balowej. Scena była niewielka i miała sięgającą podłogi czerwoną tkaninę z frędzlami, przykrywającą dół. Była wysoka tylko na pół metra, ale na tyle wysoka aby wszyscy na widowni mogli widzieć wyraźnie.
Paul był ubrany w ciemny niebieskawo-fioletowy garnitur, który wyglądał trochę niemodnie, nawet wtedy. Miał na sobie także pastelowo-niebieską koszulę i jeden z tych ciemnych wąskich krawatów, jakie były bardzo popularne w latach 60. i od tamtej pory powracają do mody. Siedział na wysokim krześle, obracając się na nim kiedy przemawiał, bawiąc się sznurem od mikrofonu jedną ręką, drugą trzymając mikrofon. Już oswoiłem się z tym miejscem i byłem w stanie słuchać wykładu.
„Teraz jedną ze spraw które chcę poruszyć w tym przemówieniu jest dharma. Pisze się to D‑A – … och, przepraszam, D‑H‑A‑R‑M‑A. Dharma. Oznacza to po prostu kodeks postępowania wtajemniczonego w ECK, który zobowiązuje go do czynienia tego co prawe. Nie mam na myśli po prostu robienia tego co społeczeństwo uważa za słuszne, ani moralności przekazywanej nam od przodków, ani niczego w tym rodzaju. Mam na myśli że ta prawość, ten kodeks prawości pochodzi od wewnątrz, a skoro pochodzi od wewnątrz, jest najwyższym kodeksem etyki, który może zaistnieć dla człowieka. I będzie różny od człowieka do człowieka. Nie tylko będzie różny, ale będzie się zmieniać z chwili na chwilę i będzie stawać się bardziej etyczny i duchowej natury kiedy student, inaczej czela, wznosi się coraz wyżej. Interesująca rzecz się wydarza kiedy ktoś ma w sobie odrobinę tego kodeksu dharmy. Kiedy kontynuujesz wykonywanie Duchowych Ćwiczeń ECK, to dzieje się, że ty, ty sam stajesz się coraz bardziej jak ten Strumień Dźwięku, jak ECK. Zaczynasz przyjmować te same charakterystyczne Tego cechy. A jak to robisz, stajesz się posłańcem Sugmad. Wyrażasz właściwości Boskiego Ducha… jak miłość, współczucie, och, nie w sensie emocjonalnym, lecz zaczynasz rozumieć i odnosić się lepiej do całej ludzkości, ponieważ stajesz się znającym życie.
„Jest to najważniejsza rzecz, jaką chcę wam wyjaśnić, że ta wiedza jest cechą Duszy i nie ma nic wspólnego z umysłem. Umysł nie wie niczego, nie więcej niż wie coś książka na półce. To Dusza Sama z Siebie wie. A ECK, który jest tą siłą, jest wszechwiedzący i zawiera same ziarna tej wiedzy. Czela, kiedy idzie za tym co wie że jest słuszną rzeczą dla jego rozwoju duchowego, odkryje że rozwija rozeznanie tego co jest dla niego właściwe do zrobienia aby podjąć kolejny krok w swoim rozwoju. Tak czyniąc, odkrywa że przynosi pożytek całości – wszystkim naokoło siebie, całej swojej rodzinie, jeśli ma rodzinę, wszystkim kolegom w pracy, wszystkim swoim sąsiadom. Oni wszyscy skorzystają z tego, że kieruje się tym kodeksem dharmy. Mogą nie zauważyć niczego oczywistego, lecz zauważą subtelne zmiany, które dzieją się w tobie.
„Widzimy więc w końcu, że kierowanie się kodeksem dharmy jest niczym więcej niż kierowaniem się ECK; a czynienie tak, jest, samo w sobie, najwyższym kodeksem etyki, jaki może mieć człowiek. Sięga to poza moralność, ponieważ moralność nie jest niczym więcej jak serią behawiorystycznych działań dyktowanych przez kogoś innego, osobę z autorytetem. A kiedy tak się dzieje, człowiek może znać albo nie powody wykonywania tych czynów. Lecz kodeks dharmy oznacza robienie rzeczy, rzeczy najwyższej natury etycznej, ponieważ ma to swoje źródło w tej wiedzy o której mówiliśmy. A kiedy potrafisz kierować się tym kodeksem dharmy, który ty sam i tylko sam odkryjesz, wówczas staniesz się znającym życie i nie będzie w życiu tajemnic, które byłyby trzymane przed tobą. To wszystko na dzisiejszy wieczór. Dziękuję i niech błogosławieństwa będą!”
Pomachał prawą ręką tłumowi i zaczął schodzić z krzesła, nie zadbawszy o kabel od mikrofonu. Kiedy się przewrócił, tłum zaczął bić brawo.
* Duchowe imię Sri Harolda Klemp.