Uzdrawianie poza ciałem
G. O.
W 1978 roku miałem poważny wypadek podczas pracy na kolei niedaleko indiańskiego rezerwatu. Byłem zgnieciony między dwoma wagonami i straciłem nogę tuż poniżej kolana. Zaraz po zderzeniu współpracownicy położyli mnie na ziemi, a ja natychmiast byłem poza ciałem.
W tym innym wymiarze przywitały mnie dwie istoty, jedna z nich powiedziała: „Chodź tędy, chcę ci coś pokazać.”
Zaprowadzili mnie do niezwykłej świątyni. Spędziłem czterdzieści osiem godzin tracąc i odzyskując świadomość, podczas kiedy oni uczyli mnie. Uczyłem się o sobie jako duchowej istocie, że żyjemy wiecznie, dlaczego straciłem swą fizyczną nogę, i że mam inne, niefizyczne ciała: formy Emocjonalną, Mentalną, Przyczynową, Eteryczną i Duszy.
Zanim się przebudziłem, istoty powiedziały „Będziemy zawsze z tobą. Tylko teraz przyjdziemy do ciebie w stanie snu, by przypomnieć ci czego się nauczyłeś.”
Przez następne trzy tygodnie w szpitalu spotykali się ze mną na wewnętrznych światach za każdym razem kiedy zasypiałem. Nigdy nie przykładałem zbyt wiele uwagi do tego doświadczenia. Myślałem że było związane z silnymi środkami uspokajającymi jakie dawali mi lekarze. Nie dzieliłem się tym doświadczeniem z innymi ludźmi.
Pod koniec tych trzech tygodni powiedzieli mi że mogliby kontynuować nauczanie w „formie świetlnej.” Sny skończyły się, za to zacząłem widzieć małe iskrzące się światła w rogu mojego pola widzenia. Przeszkadzało mi to, jednak wciąż przypisywałem to skutkom środków uspokajających.
Cztery dni później poznałem rodzinę Indian Czarnych Stóp. Pracowali jako traperzy i zaprosili mnie by następnego roku iść z nimi do puszczy, jeśli będę miał sztuczną nogę.
Następnego roku poprowadzono mnie w góry po więcej duchowego i fizycznego leczenia. Znowu spotkałem tę rodzinę i zaczęliśmy przygodę w dziczy wraz z ich sforą psów, kanoe, w tipi i w domu z bali.
Pewnego popołudnia pracowałem na zewnątrz domu i usłyszałem ich śpiewających słowo zwane HU. Wbiegłem do środka i powiedziałem im jakie to było piękne, prosiłem o jeszcze. Razem brzmieli naprawdę pięknie. Ojciec wstał i przyniósł książkę nazwaną The Shariyat‑Ki‑Sugmad. „Jeśli podoba ci się ta muzyka,” uśmiechnął się, „może mógłbyś także przeczytać książkę. To są pisma Eckankar.”
Każdego wieczoru siadali wokół latarni i czytali jedno drugiemu z wielu różnych książek. Lecz ja nie zwracałem na to zbytnio uwagi. „Nie wierzę byście mogli znajdować odpowiedzi w religijnej książce,” szydziłem. „Nie ma w nich prawdy. Prawda jest wewnątrz.”
„Tak,” uśmiechnął się, „zgoda. Ale pozwól mi przedstawić to w ten sposób: nie masz nic do stracenia. Jesteś w samym środku puszczy.”
Pierwsze słowa jakie przeczytałem otworzywszy książkę były „pierwsza część tych prac dyktowana była przez Fubbi Quantza, wielkiego ECK Mistrza pracującego w klasztorze Katsupari w północnym Tybecie.”
Ogarnęło mnie uczucie dziwnej swojskości. Krzyknąłem do ojca „Znam to, właściwie ja to znam! Byłem w tym klasztorze, wiem co to jest.”
Cała rodzina zaczęła się cieszyć, byli bardzo szczęśliwi. Ojciec poszedł przynieść portrety ECK Mistrzów.
Kiedy mi je pokazał natychmiast rozpoznałem jedną z istot które pomagały mi kiedy straciłem nogę. Nazywał się Rebazar Tarzs. Od tego momentu zostałem zwolennikiem Eckankar.
Bez przewodnictwa ECK Mistrzów mój wypadek mógłby zaprowadzić mnie do jakiegoś ciemnego miejsca. Zamiast tego przyniósł mi światło prawdy.