Sen o poprzednim życiu pokazuje przyszłość
J. O.
Spotkałam swojego męża w roku 1986, mieszkając w New York City. Dziwnym trafem moi rodzice zaczęli natychmiast wywierać na mnie presję, bym wyszła za niego za mąż.
Zupełnie to nie leżało w charakterze ich zwykłego „ręce przy sobie” podejścia do mojego życia. Byłam niezależną i czasami zbuntowaną córką, która udowadniała że potrafi prowadzić swoje własne życie. Lecz byłam dziwnie ugodowo nastawiona wobec ich sugestii. Pozwoliłam matce ustalić kościół, wybrać najdogodniejszy weekend na ślub oraz zarządzić bardzo skromną uroczystość.
Faktycznie tylko moi rodzice, narzeczony i bliska przyjaciółka byli obecni. Czwórka mojego rodzeństwa i inni bliscy przyjaciele zostali dziwnie wykluczeni.
Zapytałam Mistrza Wewnętrznego przed ślubem, czy robię właściwą rzecz. Obrazem jaki dostałam było zielone światło uliczne. Zaufałam więc swojemu przewodnictwu i realizowałam plany.
Kiedy przybyliśmy do małego kościółka na Brooklynie, duchowny wprowadził nas do małego biura. Nigdy nie spotkał się z nami, ale wyraźnie czuł potrzebę wypełnienia swoich kościelnych obowiązków. Spędził kolejne czterdzieści pięć minut objaśniając wiele pułapek małżeństwa, szczególnie z dodatkowymi stresami życia w New York City. Uroczystość w końcu się odbyła i pojechaliśmy na kolację w ulubionej restauracji.
Dwa miesiące później przyjechał w odwiedziny mój najmłodszy brat. Zabraliśmy go na spacer po kolacji, by pokazać mu mały, stary kościółek gdzie braliśmy ślub. Kilka przecznic od kościoła zobaczyłam duchownego, który nam udzielał ślubu.
Podeszłam i wesoło powiedziałam, „Witam!” Duchowny, który miał na sobie ubranie na co dzień spojrzał obojętnie.
„Czy ksiądz nas nie pamięta?” zapytałam sięgając zamaszyście ręką ku mężowi. Duchowny powiedział „Nie, a powinienem?”
„Ksiądz udzielał nam ślubu jakieś dwa miesiące temu” wykrztusiłam.
Teraz on był zakłopotany i próbował zażartować mówiąc, „Musieliście być inaczej ubrani.”
Nerwowo zaśmialiśmy się i odeszliśmy. Twarz mnie paliła a myśli wirowały. Jak mógł nas nie pamiętać po tak długim wykładzie? Był to niepokojący sen na jawie, którego symboliki nie pojmowałam. Lecz z czasem zrozumiem.
W ciągu następnych kilku miesięcy mój nowy małżonek stał się niezmiernie zaborczy. Zaczął mnie nawet oskarżać o romans. Zaczęłam się bać wychodzenia z przyjaciółmi z obawy przed zarzutami. Chociaż co wieczór robiłam swoje ćwiczenia duchowe i ufałam Mahancie, czułam się jak więzień w małżeństwie. Wiedziałam, że musiała to być jakaś lekcja. W końcu poprosiłam Mahantę, by pokazał mi dlaczego byłam w tej sytuacji.
Jakieś trzy noce później miałam znaczący sen.
Leciałam ponad obejściem o oszalowanych na biało ścianach. Wokół podwórza było proste ogrodzenie. Kiedy zbliżyłam się, obraz zastygł nieruchomo, a później uwolnił się tak, że mogłam się zbliżyć. Działo się tak kilka razy, zanim znalazłam się w ciele ciemnoskórej kobiety, w wieku około trzydziestki, która siedziała na trawie płacząc.
Natychmiast wiedziałam, kim była i miałam dostęp do wszystkich jej wspomnień, uczuć i doświadczeń. Byłam mężatką z dwoma małymi synkami w wieku ośmiu i dziesięciu lat (mój mąż i dzieci były na podwórzu). Znana byłam ze swej umiejętności pięknego śpiewania. I byłam bardzo, bardzo nieszczęśliwa. Później więcej się ukazało jak obserwowałam i brałam udział w wielu wspomnieniach z tamtego życia.
Wróciłam w czasie do chwili, gdy miałam około osiemnastu lat, mieszkając w niewielkim rolniczym rejonie uprawianym przez społeczność czarnoskórych rodzin. Była końcówka lat 1800. Mój ojciec dosyć dobrze prosperował i był znany w społeczności jako silny i religijny człowiek.
W tym czasie spotykałam się prawie codziennie z młodym mężczyzną. Pracował na pobliskiej farmie. Siadywaliśmy godzinami obserwując rzekę i rozmawiając.
Nigdy nie pocałowaliśmy się, ani nawet nie trzymaliśmy za ręce, ale byłam rozpaczliwie zakochana w tym przystojnym młodzieńcu. Wiedziałam, że czuł on to samo wobec mnie. Moje dni obracały się wokół czasu, jaki spędzałam rozmawiając z nim. Wydawało się, że potrafił przejrzeć moje najskrytsze ja. Lecz pewnego dnia, zanim nawet zdołaliśmy wyznać sobie nasze prawdziwe uczucia, mój ojciec oznajmił że wyjdę za mąż za syna jego przyjaciela, także dobrze prosperującego farmera. Protestowałam myśląc o młodzieńcu, którego spotkałam nad rzeką. Lecz mój ojciec nawet nie chciał o tym słyszeć.
W następnej scenie byłam w wiejskim kościele błagając duchownego, mówiąc mu że nie mogę wyjść za tego człowieka. Nie był tym, którego kochałam! Duchowny był głuchy na moje wołanie.
Wiedziałam, że młodzieniec znad rzeki słyszał o moim małżeństwie. Myśląc że nie kocham go wcale, opuścił miasteczko ze złamanym sercem. Mój ból i smutek powiększały się z każdym rokiem mojego małżeństwa bez miłości, kiedy całe swoje serce i miłość przelewałam we wspomnienie. Przestałam śpiewać i zaniedbałam swojego męża i synów.
Sen potoczył się dalej, aż znalazłam się z powrotem w ciele dorosłej kobiety z początku snu. Było to około dwanaście lat po ślubie. Płakałam, ponieważ jakiś człowiek podszedł od tyłu do drzwi tamtego ranka. Na głowie miał brudną derkę i prosił o jedzenie. Był najwyraźniej włóczęgą, a ja upiekłszy właśnie ciasteczka włożyłam ich trochę do ściereczki i podałam mu. Coś w jego oczach zatrzymało mnie na krótko. Zakłopotana jego śmiałym, żywym spojrzeniem, wróciłam do domu.
Później uświadomiłam sobie bardzo boleśnie, że włóczęga był moją prawdziwą miłością sprzed lat. Przyszedł nie po jedzenie, ale by zobaczyć jak mi się wiodło. Jego spojrzenie głębokiej miłości zaskoczyło mnie. Później sen zakończył się.
Zbudziłam się następnego dnia rano i zanotowałam sen. Spędziłam tamto życie w nieco bezcelowym bólu i żalu. Miłość, jaką miałam w swoim sercu, była zamknięta tylko dla jednej, nieosiągalnej osoby. W wyniku tego mój małżonek i synowie otrzymali bardzo niewiele ode mnie.
Jak to się wiąże z moją obecną sytuacją? Czy potrzebowałam dać więcej miłości mojemu mężowi w tym życiu? Może był on mężem z małżeństwa skojarzonego przez rodziców z tamtego czasu.
Ale kim był człowiek, którego prawdziwie kochałam? Trwało to jakiś czas zanim ECK pokazało mi pełen zasięg tego snu.
Tymczasem zazdrość i charakter mojego małżonka szalały poza kontrolą. Było to jak życie z zupełnie obcym człowiekiem. Mniej więcej w tym czasie zachorowałam bardzo poważnie i byłam hospitalizowana z powodu ostrego zakażenia krwi. Miałam 40 % szansy na przeżycie. Nie miałam woli, aby żyć w warunkach swojego małżeństwa, takich jakie były. Lecz w czasie pobytu w szpitalu miałam doświadczenie z pogranicza śmierci, które przedstawiło moje życie w dokładnej i wyraźnej perspektywie. Straciłam mój lęk przed śmiercią – i jak na ironię, mój lęk przed życiem.
Ufając ECK przeszłam kontrolę nad swoim życiem. Zajęło to kilka miesięcy, lecz ostatecznie wyprowadziłam się i zażądałam rozwodu, co zostało sfinalizowane akurat w dziesięć krótkich miesięcy po ślubie. Karma, którą dzieliliśmy wydawała się stopnieć, gdy tylko podjęłam decyzję o odejściu.
Wydarzyły się dziwne rzeczy. Zostaliśmy zwolnieni z umowy najmu naszego mieszkania, rachunek bankowy rozwiązał się (z powodu pomyłki banku), a ja znalazłam nową pracę, która zaprowadziła mnie do nowego układu codziennych sytuacji. ECK szybko przeprowadziło mnie do nowego życia.
Przez cały ten czas pamiętałam sen i byłam zdeterminowana odkryć, dlaczego weszłam w taki niszczący związek. Spostrzegłam, że rozwinął się niepokojący wzór. Dlaczego wydawało się, że nie znajdę tej pełnej dobroci, łagodnej miłości, za którą tęskniłam?
Najwyraźniej jakaś część mnie czuła że zasługiwałam na więź która nie była pełna dobroci lecz zaborcza, zazdrosna, nawet niszcząca. Ale Duch Święty dawał mi szansę na przełamanie tego wzoru.
Po pierwsze, musiałam dać sobie samej ten rodzaj głębokiej miłości, którą wyobrażałam sobie. Co noc śpiewałam HU i rozwijałam więcej zaufania do swego przewodnika, Mahanty, uczyłam się kochać siebie samą jako Duszę, boską iskrę Boga i powoli zaczęłam zdrowieć.
Dziewięć miesięcy później wzięłam udział w Światowym Seminarium ECK 1987 w Houston. Czekałam z przyjaciółmi przy stole w restauracji, kiedy przybyła inna grupa uczestników seminarium. Nie znaliśmy ich, lecz zaprosiliśmy by usiedli przy naszym stole.
Poczułam się jak porażona prądem elektrycznym, kiedy po raz pierwszy ujrzałam jednego z mężczyzn. Chociaż nigdy przedtem moje oczy go nie widziały, chciałam krzyknąć, „Co ty tu robisz!” Wypełniła mnie dziwna mieszanina radości, śmiechu i niedowierzania. Uczucie minęło, kiedy zasiedliśmy do kolacji, ale w ciągu kolejnych kilku dni seminarium, ten mężczyzna i ja wpadaliśmy na siebie nawzajem.
Któregoś wieczoru po siedzeniu i rozmowie w hotelowym hollu, wymieniliśmy adresy. Obiecałam utrzymać z nim kontakt, ale nie interesowało mnie nic innego poza przyjaźnią. W ciągu kolejnego roku spotykaliśmy się na seminariach Eckankar, rozmawialiśmy przez telefon i pisaliśmy listy. Spędzaliśmy godziny rozmawiając – mogłam mu powiedzieć wszystko. Pamiętam jak myślałam, że stał się drogim przyjacielem.
Rok po spotkaniu go, podczas Światowego Seminarium ECK w 1988 r. w końcu dotarło to do mnie. Miałam głęboką miłość do tego człowieka. Przeprowadziłam się do Iowa, gdzie mieszkał i Paul i ja wzięliśmy ślub.
Zapomniałam o tym śnie o przeszłym życiu aż do pewnego dnia, gdy Paul i ja rozmawialiśmy o jego powracającym problemie z szyją. Był u kilku chiropraktyków, lecz źródło problemu zostało ujawnione dopiero, gdy miał sen o przeszłym życiu.
W tym śnie był czarnoskórym mężczyzną, włóczęgą pod koniec lat 1800. Umarł, kiedy grupa białych mężczyzn znalazła go śpiącego w chacie i powiesiła go.
Poczułam jak mój własny sen z przeszłego życia ze świstem wraca do mojej świadomości! Paul był moją miłością z poprzedniego życia! Długie rozmowy nad rzeką odzwierciedlały nasze długie rozmowy w tym życiu.
Uświadomiłam sobie, że moja matka w obecnym życiu była wówczas moim ojcem, wymuszając moje małżeństwo w obydwu inkarnacjach. Mój mąż w tamtym trudnym życiu był rzeczywiście moim zazdrosnym pierwszym mężem w tym życiu. Dziesięć miesięcy w emocjonalnym więzieniu było ceną, jaką musiałam zapłacić za życie, w którym nie otrzymywał ode mnie miłości. Moi dwaj synowie z tamtego życia są teraz moimi dwoma młodszymi braćmi. Przybyli do naszej rodziny, kiedy byłam nastolatką i potrafiłam pomóc w wychowaniu ich i opiekowaniu się nimi w tym życiu – czego nie zrobiłam w tamtym. Czuję do nich bardzo głęboką miłość i zawsze byli jak moje własne dzieci.
Duchowny, który nie potrafił przypomnieć sobie naszego ślubu w New York City, mimo że sam go nam udzielił po daniu czterdziestopięciominutowego wykładu, wydawał się odzwierciedlać duchownego, który udzielał mi ślubu w moim przeszłym życiu. Tamten duchowny przymknął oczy i zatkał uszy na moje błagania, że nie chciałam wychodzić za mąż.
Pomimo tarapatów pierwszego małżeństwa jestem teraz za to wdzięczna, ponieważ doprowadziło mnie to do większego zrozumienia siebie samej. Teraz wiem, że wszystkie doświadczenia kierują się ku jednej wielkiej duchowej lekcji: jak dawać boską miłość najpierw sobie samemu, a później innym. A to zaprowadziło mnie do większej miłości Boga.
Doprowadziło to mnie także do ponownego spotkania z mężczyzną znad rzeki!